Interesujesz się Królem Lwem? Lubisz fora, gdzie panuje miła atmosfera? Dołącz do nas!
*Wysunęła się z wody i przytaknęła.*
-Hej Nela!
You know it all
You’re my best friend
The morning will come again
No darkness, no season is eternal
~200615
Offline
- Neluś, ładne mam mieszkanko? *Spytała lwiątka, znaczy córkę z uśmiechem.*
You know it all
You’re my best friend
The morning will come again
No darkness, no season is eternal
~200615
Offline
No, no... Niby sobie gadają miło, ale to co miłe, szybko się kończy. A czy na pewno? Tego sama nie wiedziała Shemore. Przybyła tu ona w nikłych celach. Nie miała jeszcze nic do owych lwów, no ale... Musiała kiedyś się przbłędać do jakiegoś miejsca. Aby rozpocząć swą przygodę wybrała dom Karindy. Na razie myślała o ukryciu się w kwiatach, więc tak uczynił. Spoglądała na nie z chytrym uśmieszkiem. Nie widziały jej, ale ona widziała Nelę, Chay i właścicielkę. Nie chciało się jej tak kucać, więc usiadła, niezdradzając w tym nadal swej obecności. Zdradzi ją w ogóle kiedyś? Sama nie wiedziała. Wkońcu wychyliła się z kwiatów bezszelestnie. Witajcie. Rzekła biała, wreszcie zdradzajac swą obecnośc w tych oto słowach.
Offline
*Odwróciła się gwałtownie w stronę źródła dźwięku. Jej oczom ukazała się biała lwica z oczami które jaśniały czerwienią. Nigdy wcześniej nie widziała jej na terenach gdzie mieszkały Złote Lwy. Lekko najeżyła sierść na grzbiecie i wysunęła pazury. Wyglądało to dość komicznie, bo pomimo smukłej sylwetki Obca była wyższa od Chay.* Witaj. *Odpowiedziała.*
Offline
*Gwałtownie się odwróciła, omal nie depcząc króliczka przechodzącego na drodze.* Och, przepraszam cię! *I odwróciła się do białej lwicy. Mimo, iż była wyższa od siostry, w razie niebezpieczeństwa miały przewagę liczebną.* Witaj. Kim jesteś?
You know it all
You’re my best friend
The morning will come again
No darkness, no season is eternal
~200615
Offline
//Odświeżam.//
*Słońce świeciło dziś przez cały czas nad krainą, a przynajmniej można było tak prognozować. Jedną z miliona ścieżek przechadzała się Karinda. Oh, to dziś było spotkanie z jej wszystkimi zwierzątkami! Nie mogła się doczekać, szła więc na polankę bez kwiatową, tylko z miękką trawą, niedaleko wodopoju. Można było tam leżeć, a trawa była na tyle krótka, że nie przeszkadzała, a na tyle duża, by błyszczała w porannym słońcu. Jej wolny bieg zamienił się w trucht. Co, jeśli zwierzątka już tam były? Trucht zaraz przemienił się w bieg, i tak dotarła na polankę, na której już zgromadziły się zwierzęta. Położyła się delikatnie na trawie, spoglądając ciekawie na zwierzęta. Tak, zna ich wszystkich. Niektóre leczyła tylko przez pewien okres, a niektóre u niej zamieszkały. Pierwszy podbiegł do niej Corrie, ulubieniec. To był lisek. Zaraz potem z jakieś 10 ptaszków siadło na trawie obok lwicy. Duża króliczyca wraz z 3 młodych stanęła z drugiej strony. Kari stanęła na nogi. Corrie wdrapał się na jej grzbiet.*
- Witajcie, kochani! Jak tam u was? - *I zwierzęta niemieszkające u brązowej opowiadały, co się u nich działo. Potem zwierzątka zaczęły biec i lecieć za nią, bo udawała się do wodopoju. Upewniła się, że woda nie jest za zimna, i wskoczyła do wody z Corrim. Połowa reszty zasnęła, a ta druga zaczęła czyścić futerko/piórka/sierść.*
You know it all
You’re my best friend
The morning will come again
No darkness, no season is eternal
~200615
Offline