Interesujesz się Królem Lwem? Lubisz fora, gdzie panuje miła atmosfera? Dołącz do nas!
Lwica pokiwała głową.
- Ja najbardziej lubię konie rasy Pinto, a jeżdżę od.. No, ładnego czasu. Opanowałam galop, kłus oraz skoki, ale nie umiem biegów przełajowych. Jakoś mi nie wychodzą...
Spojrzała na każdego, po czym klasnęła w łapy.
- To może coś przekąsimy? Tutaj, na terenie Szkoły Jazdy, jest malutka knajpka. Na prawdę mała, ledwie pomieści 10 osób. Może ją przetestujemy, nie?
Ostatnio edytowany przez Kompulu (16 2013 20:47:39)
Bananowy Harem.
Forevah.
Offline
Mhm, a co ciekawego podają w tej małej knajpce? Trochę zgłodniałem, że zjadłbym nawet... *niepewny wzrok na otaczające go konie* słonia z trąbą...
Offline
Lwica wzruszyła ramionami.
- Podobno jak na mały lokal, bardzo dobrze podają jedzenie, ale tak tylko słyszałam. - Spojrzała na swoją klacz. - Idę ją odprowadzić do boksu, za chwilkę będę.
Po czym ruszyła w stronę boksu ciągnąc klacz za uzdę.
Bananowy Harem.
Forevah.
Offline
*Kompulu odprowadziła swojego wierzchowca, a potem zaprowadziła ich do knajpki. Rzeczywiście, nie była ona zbyt duża. W końcu coś pasującego rozmiarem do Chay. Zajęli stolik wciśnięty w róg pomieszczenia.*
Offline
Proszę, proszę. Nie sądziłem, że w tej Szkole będzie coś małego i skromnego. *otwarł kartę dań na losowej stronie* No dobrze, spójrzmy co oni tu mają... *przegląda listę* Spaghetti ala końska grzywa...
Offline
Mają! I to świeże. I owsiankę... *zamyka kartę* Dosyć, bierzemy herbatę i spadamy stąd.
Offline
- Ja też chcę herbatkę. - Powiedziała lwica. - Przy okazji, wezmę trochę kostek cukru, tamtych przy kasie, kiedy zapłacę za nas wszystkich.
Bananowy Harem.
Forevah.
Offline
*Chwilę minęło, nim Kari odpowiedziała na pytanie. Musiała oporządzić klaczkę.*
- Moją ulubioną rasą są te bardziej dzikie, jak mustangi, appaloosa i Quarter, jak Shiner. Z kuców to Connemara. Ja jeżdżę też od niedawna, a konie lubiłam od dzieciństwa. Ja najbardziej lubię ujeżdżanie i wyścigi.
*Pogłaskała klacz, po czym poszła z nimi do knajpy. Rozglądnęła się. Ładna, nie ma co. Nie była głodna, a chciała pić. Usiadła.*
- Ja też chyba wezmę herbatę, obiad i kolację już jadłam.
You know it all
You’re my best friend
The morning will come again
No darkness, no season is eternal
~200615
Offline
Stały bywalec
* Przychodzi zdezorientowana pod budynek Szkoły. Z daleka słychać rżenie i stukot kopyt*
Offline
*po długiej nieobecności na parkurach świata, w końcu powrócił on - Nalimba, władca parkurów. Khem.. poszedł do królewskiej stajni, w której czekała już na niego Kreta. W łapach dzierżył palcat a na głowie osadzony miał toczek* Uchh... jak ja dawno tu nie byłem.
Offline
Przykłusowała na grzbiecie potężnego, karego fryza, Azazela, po czym tuż przed budynkiem Szkoły opuściła siodło i zaprowadziła konia do boksu. Tam rozebrała dokładnie, odłożyła siodło i uprząż na bramkę, po czym przez krótki moment przyglądała się wierzchowcowi krytycznie. Po chwili postanowiła, że wyszoruje go później, teraz zaś udała się w stronę knajpki, gdzie dojrzała kilka znajomych pysków. Przyspieszyła nieco.
Offline
*po długim marszu, wśród Alei Cydrowej, Nal dotarł do jasnożółtego budynku stajni. Wszedł do środka i jego oczom ukazał się długi rząd końskich boksów. Podszedł do tego, w którym cierpliwie czekała ona - Kreta. Piękna, smukła, gniada klacz rasy wielkopolskiej. Nal wyciągnął łapę i pogładził zwierzę po nosie* Witaj, moja droga! Stęskniłaś się za mną? Bo ja bardzo!
Offline
Nowy
Darth Jula przykłusowała pod bramę Szkoły Jazdy na grzbiecie gigantycznego, siwego wałacha rasy bulońskiej, Hrabiego Dooku. Sierść konia połyskiwała niczym świeżo wypolerowane srebro. Lwica zsiadła z rumaka, po czym zaprowadziła go do stajni. Hrabiemu przypadł boks pod numerem 75.
-Eh, Dooku. Już słyszę te pytania w stylu "Jakim cudem jeździsz na takim gigancie". -Westchnęła i wyszła na zewnątrz, aby rozejrzeć się po terenie.
Offline
*Chay oporządzała konia, gdy usłyszała głośny stukot kopyt. W wolnej chwili zawsze przychodziła do stajni i opiekowała się końmi. Zwykle w Szkole Jazdy panowała cisza i spokój, a jakąś żywą duszę, która nie miała czterech kopyt można było zobaczyć raz na ruski rok. Tym bardziej zadziwił ją potężny koń wprowadzany właśnie do boksu 75. Wstała, aby móc ujrzeć kto przyprowadził tak wielkiego wałacha. Niestety, jego jeźdźca już nie było. Wyszła więc ze stajni, i wtedy ujrzała samotną duszyczkę kierującą się w stronę dziedzińca. Chociaż może wypadałoby powiedzieć duszę, ponieważ jeździec pasował gabarytami do swego wierzchowca. Chay poczuła się jeszcze niższa i drobniejsza.*
Offline